Polacy sobie poszli, ale nam humor dopisywał. Do „szwedzkiego stołu” dołączył Martin z Düsseldorfu i jego wesoła kompania. To chyba najbardziej pozytywna postać tego wyjazdu – rozmawiało nam się świetnie!
Martina poznaliśmy, gdy Chapson napełniał plastykową torbę wodą do chłodzenia napitku.
O ile dobrze pamiętam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz