Pytaliśmy kierowcy jakieś trzynaście razy, zanim się okazało, że to już Slite. Wysadził nas po ciemku na pustej ulicy w środku portowo-fabrycznego miasta.
W końcu pojawił się człowiek – jakiś koleś w okularach o kręconych włosach. No to pytamy:
„– Excuse me, where is the campsite here?”
Na to on odwrócił wzrok, skulił się, jak przed ciosem, i mówi:
„– Wait, I must think, wait...”
Podpowiadamy: w tę stronę, czy może w tamtą? A on przykłada ręce do głowy, jakby robił elektrowstrząsy i, pochylony, dalej swoje:
„– No, no, wait, I must think... I must think, please, wait a moment...”
To trwało chyba z minutę. W końcu wskazał w prawo i powiedział, że to chyba tamtędy, ale nie jest do końca pewien...
Ciekawe, po ile w Szwecji chodzi koks?
Nieważne – znaleźliśmy jakoś kemping i rozłożyliśmy właśnie namiot. Plan jest taki: ponieważ recepcja już zamknięta, nie będziemy się w ogóle rejestrować, tylko znikniemy jutro bez płacenia. Dam znać, jak nam poszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz